sobota, 28 września 2013

18 . – Jakie jest twoje marzenie?



Mięśnie Harry’ego spięły się, gdy coś co miało sygnalizować start wystrzeliło z ogromnym hukiem, który poranił moje bębenki.
Wcisnął gaz do samego końca i ruszył.
Mój głośny krzyk słychać było mimo hałasu jakie robiły motory. Gdyby nie ten pas leżałabym już na ziemi i zwijała się w spazmach bólu, który odczuwałam również teraz gdy materiał wbijał się w moje ciało.
- Uhh … Na pewno pozostaną siniaki. – powiedziałam do siebie w myślach.
Uświadomiłam sobie, że moje powieki od startu są mocno zaciśnięte. Otworzyłam je więc, i rozejrzałam się na boki. Jechaliśmy pierwsi, ale tuż za nami drogę do wygranej torował sobie potężnej budowy ciała, blond włosy chłopak z ciemną brunetką za plecami.
Harry odbił lekko w lewy bok i teraz zagrodził drogę naszemu przeciwnikowi, który nie wydał się zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Nagle poczułam mocne szarpnięcie i głośno pisnęłam w roztargnieniu. Pasek jeszcze bardziej wbił mi się w brzuch. Sam widok tej części garderoby napawa mnie ogromnym strachem, mimo wszystko jakkolwiek to brzmi przywiązana nim do Harry’ego czuję się bezpieczna.
- Nie dobrze. – powiedziała moja podświadomość – Lali cię takim samym, a teraz czujesz się „bezpieczna”. Dostawałaś tak, że nie mogłaś się podnieść.
Taa … musiałam sobie przypomnieć o najgorszym czasie w moim życiu, ale Harry i tak powie, że mój świat jest bajkowy.
Okropnie się bałam. Tego, że możemy zrobić krzywdę komuś, temu, że mogę zrobić krzywdę sobie, a co najgorsze i aż nie do pomyślenia, że brunetowi mogłoby się coś stać.
- Dziewczyno zaprzeczasz sama sobie. – powiedziała moja dręczycielka. A już myślałam, że na dziś mam ją z głowy. – Najpierw chcesz, żeby cię zostawił, a później nie możesz wyobrazić sobie, że dzieje mu się krzywda.
Ma racje. Cholera! Ma racje zawsze.
On mnie bije, mówi różne świństwa i wyzywa za co go nienawidzę, ale gdy tylko czuję jego ciepłe dłonie na moim ciele automatycznie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapominam o wszystkim co zrobił.
On dzieła na mnie jak narkotyk. Jest kimś bez kogo nie potrafię wyobrazić sobie życia.
On jest kimś kto wpuścił do mojego życia trochę światła, które zabrały mi książki i nauka.
Mimo, że jest straszny, bezczelny i arogancki w tym kryje się jego odwaga, troskliwość i nieme wołanie o pomoc. W jego życiu coś się stało i nie odpuszczę póki nie dowiem się co. Jestem cholernie spostrzegawcza i to co mu się przydarzyło musiało być naprawdę straszne. Czuje jak lekko drży gdy go dotykam. Czuję jak jego mięsnie się spinają, za każdym razem.
Chcę żeby on był blisko. Już na zawsze.
- Czyli już zapomniałaś co ci zrobił? – zapytałam mnie moja podświadomość. Odniosłam małe zwycięstwo bo tym razem Pani Dręczycielka nie odezwała się, ale kręciła tylko głową z założonymi na rękach piersiami, dokładnie tak jak matka, która chciała skarcić swoje dziecko.
Nie, nie zapomniałam co się stało. Ale chcę zapomnieć. Chcę żeby mój stary Harry wrócił i pomógł mi odzyskać pewność siebie, którą kiedyś posiadałam, żeby pomógł mi całkiem wyleczyć rany na umyśle.
- Jak to całkiem? – odezwała się znów ONA – Chyba chciałaś powiedzieć „wyleczyć ponownie”? Znów to zrobiłaś. Znów się pocięłaś, zapomniałaś już? – tupała nogą. Dlaczego JA muszę być taka irytująca?
Nie, nie zapomniałam, że znów to zrobiłam. Czuję to przy każdym ruchu. Moje ciało spina się, gdy nadal świeże rany pocierają o materiał jeansów. Robiłam wszystko, żeby Harry nie zauważył mojego okaleczonego nadgarstka, który ukrywałam pod przydługim rękawem swetra.
Kiedy ten cholerny wyścig się skończy? Jechałoby się całkiem dobrze gdyby nie ta piekielna prędkość, pas miażdżący moje żebra, śliska i niebezpieczna droga. Taa… wtedy byłoby nieźle.


^^^

Masowałam obolałe mięśnie brzucha stojąc na betonowej, nierównej drodze. Pozostałe sześć dziewczyn chodziły jak pieski przy nogach swoich motorowych partnerów i robiły wszystko co ci chcieli. Nie zobaczyłam też żadnej, którą coś by bolało, choć wszystkie miały odkryte brzuchy.
Debilki.
Nie dość, że biorą udział w nielegalnych wyścigach to jeszcze podlizują się wszystkim wokół.
- Mówiłem ci, że nie przegramy. – powiedział Harry na którego ustach gościł właśnie leniwy uśmiech. Podburzył włosy rękę co zresztą robił często i oparł się o motor.
- Nie mówiłeś. – powiedziałam cicho. Ostatnio, znaczy od wczoraj boję się do niego odzywać, żeby znów mnie nie uderzył.
- Słucham? – zapytał i uśmiechnął się zachęcająco.
- Nie, nic. – cholera! Jak ja się boję. Znowu. To chore.
- Choć do mnie. – powiedział głośno, a z jego ust zniknął uśmiech. Nie pozostał nawet jego cień. Zacisnęłam mocno powieki by zebrać siły.
- On mnie uderzy. On mnie uderzy. Znowu. – powiedziałam do siebie pod nosem, ale i tak ruszyłam z miejsca i stanęłam w bezpiecznej odległości.
Nie dane mi było pozostać na neutralnej pozycji długo, bo Harry przyciągnął mnie do siebie. Stałam między jego nogami. Dość niekomfortowa pozycja.
- Zrobiłaś coś sobie i chcę wiedzieć co i gdzie. – powiedział stanowczo przysuwając mnie tak blisko do siebie, że nasze ciała się stykały. Na obolałych, okaleczonych udach czułam żar jaki płonął z jego ciała.
Jak on mógł zauważyć, że coś sobie zrobiłam? Przecież starałam się tak bardzo. Tak bardzo nie chciała, żeby znów mnie uderzył, żebym znów był zły, żeby jego oczy znów zrobiły się ciemne.
- Odpowiedz. – ponaglił. Pokręciłam głową.
- Nie możesz wiedzieć. – powiedziałam w głowie, bo moja odwaga na dziś się wyczerpała.
Posadził mnie na swoich kolanach. Delikatnie, jakby wiedział, że moje nogi są w bardzo złym stanie, mimo wszystko nie powstrzymałam jęku bólu, który od dłuższego czasu rysował mi się na ustach.
- Obiecałaś mi. – powiedział spokojnie. – Obiecałaś, że już więcej sobie tego nie zrobisz. Nam tego nie zrobisz. – westchnął i pocałował mnie w czoło. O matko. Albo mi się wydaje albo ten chłopak jest spełnieniem marzeń 100% dziewczyn. Oczywiście w chwili kiedy jest taki jak teraz.
- Tutaj? – zapytał delikatnie głaskając moje udo. Nie sądziłam nawet, że tak postawny mężczyzna jak on może być tak subtelny. W zasadzie jego dotyk mogłam porównać do muśnięcia piórem.
Kiwnęłam głową.
- Jak bardzo? – zapytał ponownie.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Chcę wiedzieć wszystko co związane jest z twoją osobą księżniczko. – podniósł do góry moją brodę i kciukami dotykał oby kącików moich ust.
- W skali od 1 do 10? – zapytałam.
Pokiwał głową.
- 7. – oczywiście w tym momencie w tej skali moje rany wypadały na jakieś 11, ale on na razie nie musiał o tym wiedzieć.
- Przeze mnie? – zapytał. Wyglądał na smutnego. A mateńko. Harry Styles jest smutny z mojego powodu.
- Przez wspomnienia. – odparłam cicho.
- Opowiesz mi? – przejechał kciukiem po mojej wardze. Jak było mi przyjemnie. Dreszcze oplątały moje ciało, na którym pojawiła się gęsia skórka.
- Może kiedyś. – uśmiechnęłam się smutno.
- Ufasz mi? – zapytał na co pokiwałam głową. Jego sprawne palce błąkały się po moim policzku i wargach. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
- Zabiorę cię gdzieś i znów robię to pierwszy raz. Z tobą mam same pierwsze razy. – on też się uśmiechnął, ale ten idealny uśmiech nawet w małej części nie objął jego równie cudownych oczu.
  
^^^

- Dlaczego nigdy tego nie widziałam? – zapytałam Harry’ego, gdy wchodziliśmy do tego magicznego miejsca. Była to mała jaskinia, która mieściła się w klifie, na który kiedyś mnie zabrał na „super zdrowe śniadanie z McDonald’a”.
Panował tu chłód od nocnej bryzy znad wody, ale było to zarazem bardzo klimatyczne miejsce.
Nie było tu ciemno choć słońce już dawno zaszło, a dwór spowijała czarna pierzyna.
- Niewiele osób wie o tym miejscu. – powiedział cicho, ale akustyka jaka tu panowała zrobiła swoje i ten cudowny dźwięk jego głosu wpadł do mojego jednego i drugiego ucha by już całkiem namieszać mi w głowie. – Większość ludzi przechodzi tędy i nawet nie zauważy, a to smutne, że nie dostrzegają takich pięknych miejsc. – dodał.
- Jak ty znalazłeś to miejsce? – zapytałam i ostrożnie usiadłam na ziemi. Bolały mnie nogi. Tak strasznie bolały, a to wszystko przez moją głupotę.
- Uciekałem z domu. Często. Chodziłem wszędzie i zarazem nigdzie, więc postanowiłem znaleźć sobie miejsce, które będzie tylko dla mnie. – odparł i usiadł naprzeciwko mnie – Boli, prawda?
- Nie potrzebnie założyłam takie obcisłe spodnie. Ciężko je zdjąć. – powiedziałam bez namysłu, a gdy uświadomiłam sobie sens drugiego zdania jakie wypowiedziałam zarumieniłam się i opuściłam głowę by moją twarz zakryła kaskada włosów.
- Chcesz je już zdejmować? – zapytał, a jego dźwięczny śmiech przyprawił mnie o zawrót głowy. – Słodko wyglądasz z tymi rumieńcami Słońce. – dodał. Nie mam pojęcia jak on to robi, ale mimo, że zrobił mi to co zrobił, gdy tylko zjawiał się z tym swoim nieziemskim uśmiechem motyle w moim brzuchu urządzały wielką wojnę, która rozsadzała mnie od środka.
Cholera! Czy to nie są objawy zauroczenia czy czegoś tam? Oczywiście spędzałam z Harry’m dużo czasu, ale żeby od razu miłość? Nie raczej nie.
- Przestań. – szepnęłam usiłując powstrzymać kolejną fazę zawstydzenia, które nieuchronnie zbliżało się by pokazać swoje istnienie czerwieniąc dwa razy mocniej moje policzki.
Przygryzłam wargę. W sumie to często to robiłam, gdy byłam zdenerwowana, zawstydzona, szczęśliwa lub upokorzona co zdarzało się często.
To był odruch bezwarunkowy, z którym nie mogłam sobie czasem poradzić.
- Harry … Ja chciałabym cię poznać. – powiedziałam przełykając wstyd i czerpiąc z głębi siebie odwagę, na co moja Dręczycielka pokiwała głową i klasnęła w dłonie.
- Przecież mnie znasz. – odparł i oparł się plecami o skałę.
- Pierwsze pytanie? – powiedziałam, a w zasadzie zapytałam na co się zaśmiał, ale pokiwał głową.
– Jakie jest twoje marzenie?
- Nie mam marzeń. – odparł obojętnie.
- Nieprawda. Każdy czegoś chce i pragnie. Gdybym miała takie podejście jak ty to też bym o niczym nie marzyła. – podniosłam głowę i poprawiłam włosy oraz usiadłam po turecku w takiej samej, a może ciut większej odległości od Harry’ego bo wiedziałam, że jak tylko się przysunę i poczuję w nozdrzach jego zapach nie zadam już żadnego pytania.
- No nie wiem … - zamyślił się, a po chwili na jego policzkach zauważyłam małe różowe plamki. Zaczerwienił się? – Może to nie takie marzenie, ale chciałbym całować się w deszczu – spojrzał na mnie głęboką zielenią swoich oczu – żebyśmy byli przemoknięci do suchej nitki, żebyśmy patrzyli sobie w oczy rozumiesz? – pokiwałam głową. Oczywiście, że rozumiałam. On mówił o nas. Na pewno. W tonie jego głosu słyszałam, że złożył mi obietnicę, a ja wierzyłam mu w stu procentach, ale nie byłabym Leah’ią Tallberg gdyby wszystko poszło tak jak ktoś to zaplanował. – A ty? Jakie jest twoje marzenie? – zapytał.
- Ja chciałabym, pójść na bal. Chciałabym być ubrana w białą sukienkę i żebyśmy tańczyli całą noc, a później zostać królową. – powiedziałam cicho i wsłuchiwałam się w szum fal, które były kilkanaście metrów przed nami.
- Ja słyszałem, że nie umiesz tańczyć.
- Dlatego to tylko marzenie. – westchnęłam cicho.
Robiło się coraz chłodniej, a moje ciało zaczęły opanowywać dreszcze.
- Choć do mnie. – powiedział Harry.
- Nie mogę.
- Dlaczego nie możesz? Jest ci zimno, cała drżysz, a ja chcę cię tylko ogrzać. – odparł i wyciągnął ręce przed siebie.
- Nie mogę bo mnie rozpraszasz, kiedy tam usiądę nie zadam ci już żadnego pytania. – wydęłam wargę jak mała dziewczynka. Co on we mnie widzi? – Więc … miałeś kiedyś dziewczynę?
- Nie. Nie szukam dziewczyny. Nie sądzę, żeby któraś chciała zostać ze mną na dłużej niż noc, więc, żeby nie zostać odtrąconym zapraszam je tylko na tą jedną noc. – znów był obojętny.
- To ile miałeś tych dziewczyn na noc? – głupia, głupia, głupia.
Nawet moja „bogini” otworzyła szeroko usta ze zdumienia moim nagłym przypływem pewności siebie.
- Nigdy nie liczyłem. – zaśmiał się i przysunął się do mnie.
- Jak wyobrażasz sobie swój pierwszy raz? – zapytał.
Teraz ja sama otworzyłam usta ze zdziwienia, ale cóż to był Harry, można było spodziewać się takiego pytania.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie ciągnie mnie do seksu, ani do innych tego typu spraw więc to trudne pytanie. – odpowiedziałam całkowicie szczerze. Skoro on może się przede mną otworzyć ja mogę przed nim, lecz oczywiście na zabrakło płonących policzków, które musiały mu mówić jak bardzo jestem zawstydzona. – W sumie to chyba tak jak każda dziewczyna, znaczy czerwone róże, świeczki i przede wszystkim odpowiedni mężczyzna, który by się nią zajął. – odpowiedziałam.
- Myślę, że to właśnie ty będziesz tym mężczyzną, ale jeszcze nie teraz – powiedziałam do siebie w myślach.
- Nie musisz się tego wstydzić Kochanie. Ja zajmę się tobą. Będę się zajmował i opiekował tobą.
W mgnieniu oka moje nogi znalazły się po oby stronach jego bioder, nasze ciała stapiały się w jedno, a twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów.
I jego zapach.
Zapach jabłek, perfum i czegoś co posiadał tylko on. Zapach Harry’ego. Wszystko to tworzyło mieszankę, która sprawiała, że nie ma nic prócz nas. Oprócz chwili, którą właśnie teraz przeżywamy. Razem.
- Czego się boisz? – to było na pewno ostatnie pytanie, bo no więcej na pewno nie starczy mi siły.
Zresztą nawet teraz mój głos się łamał, a ja nie byłam już tak pewna tego co chciałabym powiedzieć później.
Nasze wargi miały ze sobą kontakt, ale nie całowaliśmy się. W sumie to było bardzo słodkie.
- Boję się zakochać.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

zakończenie chyba mi nie poszło ;c 
mam już cały plan, na następny rozdział i będzie to chyba jedyny, który nawet będzie mi się podobał jako autorce, a wszyscy wiemy, że autorki są najkrytyczniejszymi czytelnikami ;P
wzięłam sobie do serca komentarze tym że wolicie starego Harry'ego, więc taki już zostanie
przynajmniej dla Leah'i .
trzymajcie się ciepło . 

piątek, 20 września 2013

17. - Ze mną jesteś bezpieczna.



- Słyszałaś? Dowiemy się wkrótce. Pan Seksowny tu wróci. Ciesz się. Przecież nie chcesz, żeby cię zostawił. – powiedziała moja „wewnętrzna bogini” i zaczęła ponownie tańczyć zmysłowy taniec szczęścia, a ja zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Zaczęłam płakać tak jak wtedy, gdy…


…on zmusił mnie do czegoś, czego nie chciałam .Do czegoś obrzydliwego dla szesnastolatki, która nigdy nie robiła takich rzeczy. Nie lubię o tym myśleć.
Dlatego tak bardzo boję się Harry’ego. Boję się, że on zrobi to co oni. Mimo wszystko, gdy on mnie dotyka, dla mnie nie istnieje już nic poza tą magiczną chwilą dotyku jego dużej dłoni, która zabiera wszystkie złe wspomnienia. Do niedawna, bo teraz czuje, że krzywdzi mnie bardziej niż ci, którzy mnie wybrali. Oddałabym wszystko za normalnego Harry’ego. Za tego, który traktuje mnie jak księżniczkę. Za tego, który chce mojego dobra. Za tego, który się o mnie troszczy.
- Nie myśl o tym! – krzyczała moja dręczycielka – Nie poddawaj się! Już tak długo wytrzymałaś. Dasz radę. – cały czas krzyczała i zabawnie wymachiwała rękami.
- Nie, nie dam już dłużej rady. – powiedziałam do siebie i szybko wstałam z ziemi, nie zważając na ból kostki i pośladków.
Myślałam tylko o tym, żeby ktoś zabrał ze mnie ten ból i te przytłaczające wspomnienia, a moją jedyną wybawicielką mogła być żyletka. Tylko ona pomagała mi w takich problemach. Miałam ogromną nadzieję, że Harry zdejmie ze mnie ten ciężar, ale on okazał się inny, a ja przez to cierpiałam najbardziej, a w zasadzie moje serce cierpiało, bo poczułam coś do tego potwora.
Nie kochałam go, ale darzyłam jakimś tam uczuciem, którego jeszcze nigdy nie czułam.
Otworzyłam górną szufladę komody i wyrzuciłam na ziemię większość szkolnych podręczników.
Leżała tam. Na dnie szuflady. Srebrzysta. Świeciła niczym diamenty.
Wzięłam ją do ręki, a jej ostre jak brzytwa boki przecięły skórę na moich palcach.
- Leah. Obiecałaś sobie! Obiecałaś nam! – krzyczała dręczycielka.
Uśmiechnęłam się do siebie. Jak mogę rozmawiać z samą sobą?
To niedorzeczne.
- Wiem. Chcę tylko, żeby przestało boleć. Chcę zapomnieć. – powiedziałam do siebie w myślach.
Poszłam wolno do łazienki. To była jedyna droga, a ja chciałam już skończyć moją podróż.
Otworzyłam drzwi i weszłam niepewnie do pomieszczenia. Zastałam je takim jakie pozostawiłam. Czyste i zadbane.
Podeszłam do jednego z luster. Do tego najmniejszego, żeby zmierzyć się ze sobą może po raz ostatni, jeśli starczy mi odwagi.
- Jesteś żałosna. – powiedziałam do swojego odbicia. To już nie byłam ja. To było tylko głupie ciało, a prawdziwa ja obserwowała wszystko z zewnątrz. – Harry ma racje. Jesteś słaba. Bardzo. – powiedziałam ponownie.
Moje włosy były poplątane, a na twarzy widniał już nie tak wielkich rozmiarów jak wczoraj, ale bardzie zróżnicowany pod względem kolorów siniak. Oczy miałam zaczerwienione, a czekoladowe tęczówki wyrażały ból i … bezsilność.
Uderzyła w małe lusterko z pięści. Pękło, a odłamki walały się po podłodze, umywalce i półeczce na kosmetyki, których nigdy nie miałam. Poraniłam sobie kostki prawej ręki. Po moich palcach wolno toczyła się szkarłatna ciecz. Przyzwyczaiłam się już do jej ciągłej utraty, ale nadal tak samo piekło.
Usiadłam na podłodze, a krew spadała cicho na moje nogi, z których później skapywała na płytki.
Podwinęłam bokserki Harry’ego, które nadal miałam na sobie i przyłożyłam ostrze do skóry, na której momentalnie pojawiła się gęsia skórka, którą spowodowało zimne jak lód narzędzie.
Wbiłam jeden z drobnych zagięć w skórę i przejechałam wysoko po udzie. Najpierw na linii cięcia pojawiła się czerwona pręga, która później przeistoczyła się w plamy krwi na całej nodze.
Znałam dobrze anatomie człowieka, i wiedziałam, że nie przecięłam sobie żadnej tętnicy. Ale dlaczego? Przecież nie chciałam żyć.
W mgnieniu oka do jednej płytkiej rany dołączyło pięć kolejnych, a później kolejna i kolejna. Nie czułam już bólu. Odszedł. Pozostawił mnie. W końcu. Położyłam lewą rękę na zakrwawionej nodze i przejechałam lekko po nadgarstku, z którego po chwili wypłynęła życiodajna krew.
- Przestań. Krzywdzisz nas. – wyłkała moja „wewnętrzna bogini”, dzięki czemu oprzytomniałam i odrzuciłam żyletkę pod umywalkę i wstałam z ziemi.
Moje, a w zasadzie Harry’ego ubranie przesiąknięte było krwią. Szybko je zdjęłam i rzuciłam wszystko w kąt łazienki.
Stałam całkiem naga przed lustrem ubrudzona szkarłatem cieczy, która we mnie wyleciała. Poczułam się lepiej. Zdecydowanie. Odwróciłam się przez ramię zilustrowałam tył swojego ciała. Na moim pośladku był zarys dłoni Harry’ego. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że jutro znów go zobaczę. Mimo, że mnie niszczył nie wyobrażam sobie go nie mieć przy sobie.
Dotknęłam jeszcze dużej malinki na szyi i weszłam pod prysznic, od którego potrzebowałam regeneracji. Odkręciłam gorącą wodę i schowałam się pod osłoną wylewającej się z deszczownicy zawieszonej na suficie cieczy. Moje rany piekły przy kontakcie z wodą. Były głębokie i obrzydliwe.
Usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę. Zamknęłam oczy i zamierzałam ich już nie otwierać. Na zawsze pozostać w krainie błogości, której zawsze było mi mało.

^^^

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
[ Harry ]

Podjechałem pod jej dom motorem. Obiecałem niespodziankę, więc dotrzymam słowa.
Dobra. Nic nie obiecałem, ale miałem ochotę na wyścig, a na te jeździło się w parach, więc czy kurwa chciała, czy nie chciała musiała ze mną tam jechać.
Już wczoraj przyznałem się przed sobą, że za ostro ją potraktowałem. Nie zasłużyła na to. Wcale. Została pobita i przez Will’a i przeze mnie. Jest normalną nastolatką, której należy się szacunek.
Zsiadłem z mojej bestii i ruszyłem na powitanie mojej … No właśnie mojej …. Jakiej mojej? Nie należy nazywać jej szmatą, ani dziwką, ani suką, więc jak mam na nią mówić?
Zapukałem do ciemnych, drewnianych drzwi jej domu i czekałem na to, aż któraś mnie wpuści.
Jej matka już wczoraj się czegoś domyślała i teraz też, gdy otworzyła te jebane drzwi spojrzała na mnie nieufnym wzrokiem.
- Dzień dobry. – powiedziałem i uśmiechnąłem się niechętnie.
- Dzień dobry. – odparła formalnie – Leah źle się czuje. – powiedziała i chciała zamknąć mi drzwi przed nosem.
O nie, nie. Harry Styles sobie na to nie pozwoli.
- Przygotowałem dla niej niespodziankę. – poprawka. Przygotowałem dla siebie wyścig z którego ona nie będzie zachwycona, ale mam to gdzieś. – Mogę przynajmniej ją zobaczyć? – zapytałem i wymusiłem uśmiech, który pewnie i tak był zajebisty.
- Dobrze, ale tylko chwilkę. – odparła i wpuściła mnie do domu.
Leah była prawie idealną kopią swojej matki. Również była niska i dużymi czekoladowymi oczami i czarnymi włosami z tym, że moja przepustka do zwycięstwa była zdecydowanie seksowniejsza. To dziwne tak mówić o dziecku, ale nie moja wina, że taka jest prawda.
Wszedłem do domu i szybko zdjąłem buty z nóg. Poszedłem przez cały korytarz do jej pokoju wcześniej mówiąc cholerna „dzień dobry” pani Harrison.
Otworzyłem drzwi jej pokoju. Siedziała na łóżku twarzą do okna. Zakrywała się włosami. Była jakaś … dziwna. Jakaś nieobecna.
Odchrząknąłem głośno, żeby uświadomiła sobie, że tu jestem. Nie chciałem nic do niej mówić bo wiem, że nie byłoby to nic miłego.
- Nie chcę nigdzie jechać. – powiedziała cicho. Jej zmęczony, zbolały głos i nawet mi krwawiło serce, którego istnienie przypomniało o sobie niedawno. Znaczy zawsze miałem serce jak każdy, ale było tylko organem, pod względem uczuciowym objawiło się kilka dni temu. – Proszę. Chciałabym zostać w domu. Nie czuję się najlepiej.
- Wygodnie ci w tym stroju? – zapytałem, gdy chwiejnie wstała i w całości mogłem ją obejrzeć.
Miała jasne jeans’owe spodnie i czarny długi sweter, który zakrywał wszystkie jej kształty.
Pokiwała głową.
- Czyli nie? – zapytała.
Pokręciłem głową na „nie”, a ona spuściła głowę i ruszyła w moim kierunku krzywiąc twarz w grymasie bólu z którym i tak wyglądała przesłodko. Nie mogła chodzić. Czyli, albo nadal bolał ją tyłek, albo coś zrobiła.
- Nie bij. Proszę. – powiedziała i zacisnęła mocno powieki, gdy ja doszedłem do niej.
Zabolało. Oj zabolało, że tylko tak o mnie myśli.
- Spójrz na mnie. – powiedziałem i podniosłem jej brodę. W oczach miała ból. Otwarta księga powoli się przede mną zamykała i coraz trudniej było mi odczytywać co teraz czuje z tych wielkich czekoladowych oczu. – Nadal boli? – zapytałem, na co pokręciła głową. – Powiedz mi prawdę.
- Boli. – odparła cichutko.
- Przepraszam. – szepnąłem i pocałowałem ją w czoło, żeby znów odzyskała poczucie, że ze mną jest bezpieczna i żeby zakochała się we mnie po uszy tak jak planowałem.

^^^

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
[ Leah ]

Wzięłam do ręki gruby skórzany pas i popatrzyłam co robią inne dziewczyny – partnerki NASZYCH rywali.
Stanęłam za motorem tworząc nierówny rząd z pozostałą szóstką dziewczyn.
O Matko, o Matko. Jak ja się boję. Dlaczego musi akurat dzisiaj brać udział w głupich wyścigach.
Bałam się jechać tym motorem spokojnie po londyńskiej drodze, a co dopiero na pełnej szybkości.
Zatrzęsłam się na samą myśl.
- Zanim zaczniemy nasz cotygodniowy wyścig, chciałbym powitać naszego niepokonanego Harry’ego Styles’a. – powiedział ciemnowłosy, wysoki chłopak z piercingiem na twarzy i tatuażami na odkrytych ramionach. A tak z innej beczki to jak on mógł założyć bluzkę z odkrytymi ramionami zimą, gdzie ja drżałam w grubym czarnym swetrze. –Styles tym razem nikogo nie zabij. – zaśmiał się. Co? Harry już kogoś zabił? Jak to? – Widzę, że przywiozłeś nową laskę. – odezwał się ponownie przez megafon i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i oblizał wargi. – Gorąca.
Usłyszałam jak Harry głośno wciąga powietrze. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Widzisz? Jest zazdrosny. Znaczy, że mu na tobie zależy idiotko. – powiedziała Pani Dręczycielka.
- OK. Drogie panie, możecie zaczynać. – powiedział napalony prowadzący i położył megafon na betonie.
Dziewczyny obok powoli ocierały gruby pas o swoje ciało. Kucały i wstawały wypinając pupę.
Nie miałam zamiaru smagać się tym czymś po ciele, a wypinać się już w ogóle. Poza tym tyłek nadal mnie bolał i to bardzo.
Jedna para oczu wpatrywała się we mnie wyczekująco. Spojrzałam w stronę z której dochodziło to palące spojrzenie i zobaczyłam Pana Mówiącego. Przewróciłam oczami i po prostu jakby nigdy nic podeszłam do tego głupiego motoru.
- Leah. Przecież potrafisz być seksowna. – powiedziała moja dręczycielka.
Jejku. Dlaczego musi się odzywać właśnie teraz?
- Co mam robić? – zapytałam niepewnie Harry’ego stając przed nim i opierając się o kierownicę.
Na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech, w którym zdążyłam się już zakochać na nowo. – I z czego ty się cieszysz?
- Podaj mi pasek i usiądź do mnie plecami.
 - Plecami? – zapytałam. Jak to plecami? Przecież będziemy jechać i … i … i to niebezpieczne.
Jest zima. Może nie ma śniegu, ale jest ślisko.
- Tak jest. – powiedział i zanim przypiął nas pasem odwrócił się – Boisz się?
- Nie Styles. Skąd w ogóle taki pomysł? – zapytała Pani Dręczycielka.
- Jak cholera. – szepnęłam cicho. Przyłożył swoje czoło do mojego i uśmiechnął się pocieszająco.
- Obiecuje. Ze mną jesteś bezpieczna. – odszepnął.
- Uwaga to odliczamy. – krzyknął koleś z piercingiem.
- Ze mną jesteś bezpieczna. – powtórzył. Nie Harry. To właśnie ty sprawiłeś, że moje życie jest niebezpieczne i jeszcze bardziej pogmatwane niż kiedyś.
Odwrócił się z powrotem do kierownicy wcześniej zapinając nas ciasno obwodem pasa, który wbijał się w moje ciało.

Trzy …
Dwa …
 Jeden …

 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

dobra mi się w ogóle nie podoba . 
ale nie miałam innej wizji na ten rozdział, gdy w głowie mam już prawie cały następny . 
zresztą mój plan opierał się na 25 rozdziałach 
ale cały czas przychodzi mi coś nowego - oczywiście na następne rozdziału . 
i staje pod ścianą i nie wiem co napisać w tych teraźniejszych rozdziałach ;c 
nie zanudzam już . 
mam ambicje na to, żeby następny pojawił się w niedzielę . 
i bardzo się postaram, żeby tak było . 
do następnego :)
<3