niedziela, 14 lipca 2013

5. - Przemyślałaś sprawę suko?

na wstępie dziękuje za komentarze
pod poprzednim rozdziałem

***
- Zatańcz za mną. – zażądał Harry podnosząc się i mnie przy okazji bo cały czas siedziałam na jego kolanach nie dlatego, że nie chciałam z nich zejść bo chciałam choć były bardzo wygodne, ale nie pozwolił mi na oddalenie się nawet na miejsce obok. Chciał zachować fizyczną bliskość między naszymi ciałami.
Nie miałam pojęcia co to za Will, ale najwidoczniej tak jak Harry nie był skory do żartów.
- Nie. – powiedziałam nieśmiało, a kątem oka dostrzegłam, że w jego lśniących tęczówkach przebiega szybki błysk złości.
Zacisnął ręce na moich biodrach i zaprowadził siłą na parkiet.
- Nie chcę tańczyć. – dodałam po chwili.
- A czy myślisz, że obchodzi mnie to co ty chcesz? – zapytał i przyciągnął mnie do siebie bliżej, żeby zminimalizować dotyk palców pijanych chłopaków na moim ciele, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- Ja po prostu nie umiem tańczyć. – szepnęłam. Nie musiałam mówić głośno bo byłam tak blisko niego, że ledwo mogłam oddychać od nacisku jego klatki na moją.
Zaśmiał się.
- Tutaj nikt nie umie nie zauważyłaś? – zapytał, a ja rozejrzałam się wokół siebie uważając by zanadto nie wykonywać ruchów, które jak zorientowałam się rano sprawiały mu przyjemność.
Miał rację. Ci ludzie nie tańczyli, ale ocierali się o siebie w nieprzyzwoity sposób.
Wszyscy wymieniali się partnerami do chwilowej zabawy tylko Harry trzymał mnie mocno w swoich ramionach i nie pozwalał nikomu mnie dotknąć, choć do tej pory nie obyło się bez soczystych uderzeń dłoni chłopaków w mój jeden lub drugi pośladek wymienianych na siarczyste bluźnierstwa „mojego obrońcy, sprawcy tego zdarzenia”.
- Nie chcę tu być. – szepnęłam, a jego oczy znów błysnęły.
- Myślisz, że nie wiem?! Powtarzasz mi to odkąd tu przyszliśmy! – krzyczał nie tyle by przekrzyczeć dudniącą z głośników muzykę, ale żebym się przestraszyła co się stało. – Ja chcę się tylko zabawić. Najlepiej z tobą skarbie. – skuliłam się z przerażenia.
Zaczął poruszać moimi biodrami. Nie miałam siły żeby z nim walczyć, ale nawet gdybym miała nie pokonałabym jego silnych rąk wkładając w to nawet całą swoją siłę. Zbliżył usta do moich.
- Patrzą się. – szepnął i zatopił swoje wargi w moich lekko przygryzając boleśnie moją dolną.
- Nie przestawaj się ruszać. – rozkazał i zabrał dłonie z moich bioder. Nie przestawałam, ale odsunęłam się ciut dalej, żeby po chwili przysunął się powrotem do niego po kolejnym klapsie od nieznajomego. – Próbuję cię przed tym chronić, a ty mnie nie słuchasz niewdzięcznico. – dodał i zacisnął dłonie na moich nadgarstkach. Znowu, choć po poprzednim razie zostały mi siniaki. – Powinnaś dziękować. – przeniósł moje dłonie na swój kark, a moje palce znowu dotknęły jego aksamitnych włosów. Puścił moją wargę i rękami zataczał mocne kręgi na moich plecach schodząc coraz niżej, aż dotarł do zaokrąglenia moich pośladków, które ścisnął z uśmiechem.
Zamknęłam oczy, a z moich ust wydobył się głośny krzyk bólu.
- Nie spodziewałem się, że jesteś taka głośna.  –wyszeptał mi na ucho – Podoba mi się. – dodał.
- Mogę iść do domu? – zapytałam ledwo powstrzymując napływające do oczu łzy przed polaniem się strumieniami po moich policzkach.
- Nie.
Podskoczyłam gdy jego telefon zawibrował, był tak blisko, że poczułam to na swojej skórze.
Zaśmiał się, a moje policzki spłonęły rumieńcem mimo łez w oczach i przerażenia w głowie.

^
Odsunąłem ją od siebie, żeby wyciągnąć z kieszeni telefon, który nachalnie dzwonił podczas gdy próbowałem telepatycznie nakłonić ją do tego, żeby poszła ze mną do łóżka.
Telepatycznie? Tak bo ja jestem kurwa jakimś psychiatrą, czy chuj wie kim kto się tym zajmuje.
Gdyby od razu dała się przelecieć nie byłoby teraz tego całego pieprzonego teatrzyku, który musiałem odwalać.
Zresztą i tak musiałem wytrzymać dwa cholerne tygodnie z tą cnotką, która nie chciała się ze mną pobawić. Jednak się powstrzymywałem i to w chuj bardzo, bo była taka delikatna, krucha i małe, że gdybym się nie powstrzymywał połamałbym ją jednym ściśnięciem.
Teraz była zdana tylko na mnie. Patrzyła swoimi czekoladowymi oczami na mnie, żebym znów przytulił ją do siebie, żeby nie musiała ociekać się o innych … żeby inni nie ocierali się o nią.
Była jak mały szczeniaczek, który potrzebuje opieki i troski, której u mnie ku jej rozczarowaniu nie dostanie.
- Co jest? – zapytałem osobę po drugiej stronie, gdy odebrałem telefon.
- Nie wydaje mi się, żeby mała była zachwycona Styles. – powiedział Will, który zaśmiał się po chwili jakby powiedział mi jakiś chory żart. Taa, to jego poczucie humoru i żarciki, które w większości były zjadliwymi uwagami lub komentarzami na temat jakiś panienek, u których i tak nie miałby szans.
- A co cię to kurwa obchodzi. Chcesz coś jeszcze czy tylko po to dzwonisz i zawracasz mi mój cenny czas?
- Spodobała mi się. – powiedział, nadal był w klubie, bo słyszałem w słuchawce dokładnie taką samą muzę jak ta, do której przed chwilą zmuszałem bawić się Leah’i, o którą jak się domyśliłem chodziło w tej rozmowie. – Możemy anulować umowę, rozumiesz. Jeśli mi ją oddasz. – dodał – Bardzo chętnie się nią zajmę.
Spojrzałem na nią. Nie patrzyła ma mnie, ale na coś albo kogoś za mną, a łzy w jej oczach, które widziałem już wcześniej, które próbowała uspokoić wylały się lekkim strumyczkiem po jej policzkach.
Odwróciłem się i pomachał mi nie kto inny jak Will – I jak, zgadzasz się? Ja bym ją zaliczył już dzisiaj, a ty nie możesz musisz poczekać, aż sama ci da. – zaśmiał się.
- Zapomnij.- warknąłem – Ona jest moja, chuju. – zakończyłem tą pojebaną rozmowę i odwróciłem się z powrotem do Leah’i, która stała w tym samym miejscu gdzie stała obmacywana przez jakiegoś kolesia, który ledwo stał na nogach od ilości wódki jaką w siebie wlał. Pewnie sam bym chlał ile wlezie gdyby nie ta mała kruszynka, która właśnie była przez niego dotykana. Mimo, że robiłem to tylko dla zakładu chciałem, żeby bezpiecznie trafiła do domu bez problemów z tym, że umrzemy w jakimś cholernym rowie przez to, że uderzyłem w kieliszki.
Nie próbowała nawet się wyrywać. Patrzyła nadal na Will’a, który zapewnie pokazywał jej jakieś zboczone gesty.
Podszedłem do chłopaka i uderzyłem go z pięści w brzuch. Mnie już nie bolały ręce, które przyzwyczaiły się do ciągle zadawanych nimi ciosów, ale ból tego ścierwa, które właśnie upadło na podłogę bardzo mnie ucieszył. Zwijał się na podłodze w spazmach cierpienia plując swoją krwią.
Usiadłem na nim okrakiem i co chwila moja jedna lub druga dłoń zwinięta w pięść spotykała się z jego obrzydliwą twarzą, na której widok każdy, który miał słaby żołądek mógłby się porzygać.
- Harry. – powiedziała nieśmiało Leah, która zakrywała oczy malutkimi, miękkimi dłońmi dziecka.
- Proszę zostaw go. – dodała i jedną ręką, którą zdjęła z twarzy złapała mnie za ramię.
Wstałem.
Ale kurwa mać czemu?
Przecież, ona była nikim. Nikim dla mnie, ale gdyby nie ona zabiłbym go.
Zabiłbym go dla niej?
Dlaczego powiedziałem, że jest moja?
A tak już wiem. Bo będzie moja dopóki jej nie przelecę później będzie mogła zrobić ze sobą cokolwiek będzie chciała.
Potrzebuje, żeby zakochała się po uszy. Potrzebuje, żeby nie widziała poza mną świta, w którym dotąd żyła, żeby oddała się przed zakończeniem tych dwóch tygodni, a jeśli nie będzie zemną dopóki tego nie zrobi i podniecał mnie fakt, że się bała, że tak cholernie się bała. Dzięki czemu mi nie ucieknie.
Tak więc cel jest jeden: rozkochać ją w sobie.
Kurwa. Muszę wygrać ten zakład.
Wróciłem do niej wzrokiem wcześniej spluwając na wiotkie ledwo oddychające, plujące krwią ciało, które wyglądało teraz i tak sto razy ładniej, niż przed tym jak się do niego dorwałem.
Ha. Harry Styles. Specjalista od rekonstrukcji twarzy. Wkurwisz mnie, a zabieg masz darmowy.
Stała wpatrzona w Will’a, który rozbierał ją wzrokiem z jej obcisłej sukienki, w której wyglądała jak bogini. Moja Bogini – przez dwa tygodnie – ale moja.
Kolejna osoba, która mnie zaczęła wkurwiać.
Will zaraz specjalista się do ciebie przejdzie jeżeli nie odlepisz swoich pierdolonych gał od ciała, które było tylko moje.
Stanąłem przed nią, że by nie musiała patrzeć na wylewne gesty którymi obdarza ją mój kumpel, który przestawał już nim być. Przestawał nim być od dłuższego czasu.
- Leah. Spójrz na mnie. – powiedziałem, a ona uniosła głowę. Miała czerwone oczy i zaróżowione policzki. Zrobiło mi się jej szkoda, choć utrzymywałem, że było mi to obojętne.
Dlaczego tak bała się Will’a? Złe pytanie. Bała się go bo był obskurnym, napalonym śmieciem, który chciał ją nastraszyć. I najwidoczniej mu się to udało. – Nie bój się skarbie. Obronie cię. –wyciągnąłem przed siebie ręce i przygarnęłam ją do siebie. Nie liczyłem, że mnie przytuli bo wiedziałem, że mnie też się bała, ale zrobiła to. Wtuliła się w mój tors i położyła ręce na moich plecach. Prawie nie czułem dotyku jej małych dłoni, choć były bardzo przyjemne.
Nie trudno powiedzieć, że mimo tego jak bardzo starała się wyglądać niewinnie jak dziecko stała się kobietą o wspaniałym kruchym ciele z zaokrągleniami tam gdzie powinny być i tam gdzie lubiłem.
Jeśli miał bym się z kimś związać byłaby dla mnie idealna pod względem fizycznym.
Była tak seksowna nawet w bluzeczce z nadrukiem „lovely”, na której wspomnienia chciało mi się śmiać, że może nie zauważyła ale przyciągała wszystkie spojrzenia. Dosłownie wszystkie. Złośliwe, mordercze od moich jednorazowo-nocnych towarzyszek i napalonych frajerów, którzy uchlewali się, żeby zebrać się na odwagę i podejść do jakiejś laski, na które dzisiaj o dziwo nie trudno było mi nie zwracać uwagi, a to dzięki Leah’i, która dla mnie była najgorętszą dziewczyną w klubie.
Sama myśl, że znajdę się z nią w łóżku podniecała mnie czego ona nie zdołała nie zauważyć rano.
- Obiecujesz? – zapytała nieśmiało. Bała się odzywać i w sumie dobrze.
Nie odpowiedziałem, więc odsunęła głowę od mojego torsu i spojrzała mi w oczy, które jako że były otwartą dla mnie księgą pokazującą co działo się w niej widziałem przerażenie, smutek i nadzieję.
- Tak. – odpowiedziałem i zbliżyłem usta do jej gorących, jak pewnie nie wiedziała idealnych do pocałunków.
Poddała się. Mimo, że sikała ze strachu przestała walczyć co było cholernie dobrym znakiem.
Przeniosła ręce na mój kark i zatopiła palce w moich włosach co było jedyną rzeczą w tym pocałunku, która sprawiła jej przyjemność równie taką, albo i większą niż mi.
- Możesz zabrać mnie teraz do domu? – zapytała łapiąc oddech. Pierwszy raz się całowała. Nie żeby robiła coś źle bo całowała się genialnie, ale była niepewna i przestraszona, kiedy pierwszy raz połączyłem nasze usta.
- Tak. – powiedziałem co zaskoczyło ją i lekko się uśmiechnęła pokazując rządek równiutkich białych zębów.
Wziąłem ją na ręce. Nie chciałem, żeby ktokolwiek ją dotykał. Połamał bym łapy osobie, która by się do tego zebrała.
Podszedłem do stolika, przy którym nie było już nikogo z moich przyjaciół.
Gdy Leah brała swoje rzeczy rozejrzałem się wokół i zobaczyłem jak Ian i Sam pierdolą się pod ścianą. Sam była ostrą laską i zawsze wydawało mi się, że to ona ma w tym związku władzę. Jak to się mówi to ona nosiła spodnie, choć teraz „zdjęła ja z siebie” żeby rozłożyć nogi przed moim kumplem.
Z drugiej strony Gerett i Madie tańczyli ze sobą. Nie jakieś tam erotyczne ocierania, ale prawdziwy taniec. Byli najnormalniejszą parą, gdyby nie to że Gerett nie mówił jej nic o swoim życiu i jak handluje dragami i zabija ludzi za kasę, za którą właśnie teraz może postawić jej drinki i inne duperele.
Poszukałem wzrokiem i wreszcie znalazłem Abby i John’a.
Abby znalazła się tu z tego samego powodu co Leah, tyle że John nie był z nią dla zakładu, ale dla czystej satysfakcji. Lubił pukać dziewice i to jak krzyczą pod nim z bólu sprawiało mu przyjemność.
Nie był ostry dla nich i Leah miała przejebane, że akurat trafiła na mnie, choć dzisiaj dam jej jeszcze odrobinę troski, a niech ma dziewczyna. Powiedzmy dzisiaj ma dzień dziecka od wujka Harry’ego.
- Harry… - rzuciła łkając –ponownie- Leah, która trzymała w drżącej dłoni swój telefon, który w porównaniu z jej małą rączką wydawał się nieproporcjonalnie wielki. – Czy on mówi serio? – zapytała patrząc się w moje oczy. Może i była nieśmiała, ale prawie zawsze utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy.
Odwróciła telefon w moją stronę na jednej z dwóch nowych wiadomości.

- Zabije skurwysyna. Zabije.
- Przepraszam. Przepraszam, że cię zezłościłam. – szeptała. Boże. Jaka ona była niewinna i … słodka.
Co Harry? Weź ty może jakiś zimny prysznic czy coś.
- Druga wiadomość też jest od niego? – zapytałem.
Jak ona bardzo się bała. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, a przez cienką jak papier i miękką jak puch skórę przechodziły ciarki, choć w klubie było w chuj gorąco.
Pokiwała głową i spuściła wzrok.
- Nie pokażę ci bo będziesz jeszcze bardziej zły.
- Proszę. Muszę wiedzieć.
- Jeśli musisz. – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie smutno tak wtedy kiedy kazałem jej to zrobić.





- Nie bój się. On nie zrobi ci krzywdy, rozumiesz mała? – zapytałem. Szkoda mi się zrobiło tej dziewczyny. Ona nie powinna tu być, nie powinna się bać i nie powinna była … mnie spotkać, ale teraz już jest za późno. Ja wygram zakład powrócę do swojego cholernie kolorowego, normalnego dla mnie życia, a ona … Ona będzie żyła w spokoju i dopilnuje żeby Will też dał jej spokój.
- Nie płacz księżniczko. Ochronię cię. – powiedziałem.
Przytuliła mnie. Sama z siebie. Kurwa! Była załamana. Pogłaskałem ją po falowanych włosach, które mnie kręciły, które tak jak jej małe, zajebiste ciałko mnie jarały.
- Skoro tak mówisz. – odparła. Często płakała. Oczywiście mówię o czasie który z nią spędziłem, ale to mnie nie dziwi bo wyciągnąłem ją z jej cholernego, książkowego świata.
Tym razem jednak z jej oczu nie kapały olbrzymie krople słonego płynu, ale były suche i wyrażały tylko rozpacz, a z drugiej strony ulgę, że ktoś może ją ochronić.
Coś Mnie się wydaje, że wiele w życiu przeszła i mam tylko dwa tygodnie żeby się dowiedzieć co.
- Proszę, proszę. Nasze gołąbeczki. – powiedział Will, którego nie sposób było nie zauważyć stojącego przy kanapie jakieś cztery metry do nas.
- Przemyślałaś sprawę suko? – zwrócił się do MOJEJ Leah’i i wtedy wszystkie hamulce i bariery w mojej głowie puściły.

^

- Nie Harry, nie! – krzyczałam rozżalona.
Nie mogłam patrzeć na scenę, która rozgrywała się przede mną.
Harry stał szeroko na nogach tak samo jak Will. Początkowo mierzyli się groźnymi i morderczymi spojrzeniami  takimi jak obdarzały mnie dziewczyny, gdy wchodziłam tu między silnymi ramionami mojego obrońcy.
Harry rzucił się na Will’a głośno krzycząc i obkładając go pięściami po twarzy, brzuchu, klatce piersiowej i szyi. Przecież, był jego przyjacielem, dlaczego tylko dla mnie miał by zrezygnować z przyjaźni?
Will nic nie robił tylko zwijał się w spazmach bólu, który obejmował i całe moje ciało.
Rodzice mnie tego nauczyli, zawsze wpajali mi do głowy pewne normy i zasady „ Nie ważne jaką krzywdę ci ktoś wyrządził. Ważne, żebyś ty nie była obojętna na jego krzywdę ”.
- Przestań. Proszę. Zabijesz go. – krzyczałam, ale on nie reagował – Harry boje się ciebie. – szepnęłam dość głośno, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć.
Usłyszał. Obrócił głowę w moją stronę, po czym wstał i przysunął się o krok, automatycznie cofnęłam się. Jego biała koszulka była cała we krwi Will’a, który plując próbował doczołgać się do drzwi.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem chuju. – wysyczał Harry i zwrócił się do nawet ledwo leżącego oblanego własną krwią chłopaka.
Podbiegłam do niego mimo, że bałam się go bardzo i przekręciłam jego głowę w moją stronę łapiąc go za policzki.
- Zabijesz go jeśli nie dasz mu odejść  – powiedziałam – a mój obrońca nie może siedzieć  w więzieniu. – dodałam. Jego usta były mocno zaciśnięte, ale oczy wyrażały chęć mordu i zemsty, którą dotkliwe pobicie nie było.
- Zabiorę cię do domu. – powiedział – Nie sądziłem, że ten wieczór będzie, aż tak urozmaicony. – uśmiechnął się słabo, ale mnie nie było do śmiechu.
- Właśnie dlatego wolę książki niż prawdziwe życie. – szepnęłam – Nie ma takich urozmaiceń, chyba że wybierzesz taką książkę. – dodałam.
Odeszliśmy kawałek. Oczywiście, żaden imprezowicz nie przejął się tym, że chwilę temu odbywała się tu krwawa jatka.
- Pożałujesz tego Styles i twoja dziwka też! – krzyknął ledwo Will, który pewnie nie miał już wszystkich zębów.
Harry spiął się i przystanął, ale przyciągnęłam go do siebie.
- Rozluźnij się Styles. – szepnęłam mu na ucho. Skąd we mnie teka pewność siebie? – Jedźmy do domu. Nie lubię jak jesteś w krwi.
Zaśmiał się, ale ten śmiech nie objął jego oczu.


__________________________________________________________________________
długi.
nie przeczytałam drugi raz ani nie zrobiłam korekty więc za błędy przepraszam.
mam nadzieję, że nie zanudziłam.
mały szantażyk.
następny = 7 komentarzy.
mam nadzieję, że to nie problem.

10 komentarzy:

  1. CUUUUUDO! Uwielbiam to! Na prawdę piszesz świetnie! Bożżż, gdybym ja miała taki talent... No cóż, marzenia, pomarzyć zawsze można.
    ''Harry Styles. Specjalista od rekonstrukcji twarzy. Wkurwisz mnie, a zabieg masz darmowy.'' Hehe, mój ulubiony tekst XD z niecierpliowścią będę czekać na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ci:P
      jaki tam talent, takie tam bazgroły
      ja kocham jak ty piszesz i nie waż mi się zawieszać kolejnego swojego bloga.
      Nowy jest genialny, ale nadal czekam na ciąg dalszy tego o Louis'ie

      Usuń
  2. Super rozdział :D Chciałabym też tak pisać :) Zgadzam się z Alice Jean, masz talent :* Życzę weny i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ciesze sie że trafiłam na ten blog bardzo mi sie podoba i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawde fajnie piszesz.
    czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. NASTĘPNY! DAWAJ NASTĘPNY!

    OdpowiedzUsuń
  6. To opowiadanie jest niesamowite ! Masz wielki talent, szkoda że ja takiego nie mam. I z góry zaznaczam, że nie kłamię ! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.

    ~W.

    OdpowiedzUsuń
  7. podoba mi się :D dawaj następny

    OdpowiedzUsuń
  8. co ja chciałam... a tak! dziękuję za komentarz. :3
    z jednej strony straszny chuj ze Styles'a a z drugiej.. dobra na razie drugiej strony nie ma ;p
    lubię Twoje opowiadanie ,czy mogłabyś szybciutko pisać następny rozdział? :)
    jeżeli masz ochotę to zapraszam na mój nowy blog: http://hello-life-is-wanderful.blogspot.com/
    ściskam xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  9. O Boże! Dziewczyno to opowiadanie jest genialne (chociaż to słowo i tak nie odzwierciedla tego co czuję (: )
    Ha Ha normalnie rozpierdzieliłaś mój i tak już zjeb... system :D
    A co do Harrego to jest straszny niby taki jak w "Dark'u" ale ten nie dorównuje mu do pięt, ciekawe co hamuje w nim ludzkie odruchy które, jak można było się przekonać jednak posiada (:

    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział (:

    Pozdrawiam Cichusiaaa®

    OdpowiedzUsuń