„Nie znając cierpienia,
nie poznasz szczęścia.”
One nie mówią.
One już nie zadają bólu,
Ale je widzę.
A przez to cierpię najbardziej.
Przez wspomnienia.
Chłodne powietrze styczniowego popołudnia
otuliło mnie niczym ciepła kołdra, zimną nocą. Owinęłam się mocniej szalikiem i
naciągnęłam na głowę spadającą czapkę.
Wrrr. Głupia pogoda. Nie żebym nie lubiła zimy, ale dzisiaj
zdecydowanie nie odpowiada mi ta pora roku, choć wczoraj słońce tak przyjemnie
grzało i roztopiło prawie cały śnieg, który leżał samotnie na ulicach
Londynu, samotnie przemierzałam drogę, w
nieznanym nawet sobie kierunku z nowymi książkami w rękach by znów móc pogrążyć
się w lekturze i schować się przed światem.
^
- Ile w tym tygodniu zaliczyłeś? –
zapytał Ian, którego wyraźnie interesowało moje życie prywatne, a jeszcze
bardzie seksualne.
- A kiedy ostatnio się widzieliśmy? – odpowiedziałem pytaniem na
pytanie.
- Sześć dni temu.
- To z osiem. – ależ byłem z siebie dumny. Harry Styles lub jak
kto woli Egoistyczny Skurwiel.
Ian, Gerett i Will patrzyli na mnie jak na jakiegoś pierdolonego
boga. Zresztą tak też się czułem. Nie wiem jakim cudem jeszcze nie zaliczyłem
wszystkich lasek w Londynie, ale w takim razie mogę się o to postarać.
- Możecie przestać wlepiać we mnie te pieprzone gały? –
zapytałem – Naprawdę, wkurwiacie mnie czasem.
- Sory, ale minęło sześć dni. Tylko. Sześć. Dni. – Gerett
zaakcentował każde słowo, żeby uświadomić mi już świadomą dla mnie rzecz.
- I?
- Która najlepsza? – zapytał Will, który konkurował ze mną w tej
dziedzinie, choć nie osiągał większego wyniku jak trzy lub cztery panienki na
tydzień, ale i tak po mnie był najlepszy – Znaczy imię.
- Skąd mam wiedzieć. Gdybym każdą laskę pytał o imię, to …, a
zresztą do seksu raczej jej imię nie jest mi potrzebne. – powiedziałem – A
sorki zapomniałem Will, ty nie masz problemów z zapamiętaniem imion tych dwóch
dziewczyn na tydzień.
Z ust pozostałych chłopaków wydobyło się głośne „uuu”, choć to
nie miało być nic obraźliwego po prostu cała prawda.
- Ok Harry. Załóżmy się.
- O co?
- Masz wytrzymać z jedną laską, przez dwa tygodnie.
- Myślisz, że nie dam rady?
- Zaczekaj. Laska musi być nieśmiała i nie możesz ej do niczego
zmuszać, jasne? – zapytał.
- Nie ma problemu. – trochę się obawiałem, ale nie bardzo bo
miałem już kontakt z „ nieśmiałymi ”, ale one i tak po trzech dniach góra same
właziły mi do łóżka – Przegrasz i wtedy zrobisz coś co będę chciał, a jak ja
przegram zrobię coś co ty będziesz chciał, stoi?
- Stoi. – powiedział i wyciągnął rękę przed siebie – Czas start.
Ian przetnij. – uderzył rękę w nasze dłonie, po czym puściliśmy je. – To szukaj
sobie laski. – rozejrzał się po klubie w którym właśnie się znajdowaliśmy.
- Ty idioto, skoro ona ma być nieśmiała to co robiła by w
klubie. – zaśmiałem się z jego przeraźliwej głupoty. Nie tyle wyglądał na
głupka, co w rzeczywistości. Jakby to mowiedzieć prościej to inteligencją i
intelektem nie grzeszył.
- To będą długie dwa tygodnie Styles. – powiedział i napił się
piwa z wysokiego kufla.
Ta. Miał racje. To będę długie dwa tygodnie, ale dla tej
dziewczyny.
- Współczuje ci, mała. – powiedziałem w myślach. Ona na pewno
nie będzie zbyt szczęśliwa perspektywą „chodzenia ze mną”, ale cóż. Jej pech.
^
Wracałam już do domu. Było po
osiemnastej, ale na dworze było już ciemno. Starałam się unikać chodzenia po
ciemku, ale zbyt bardzo zatraciłam się w książce. Przycisnęłam mocniej do
siebie lektury, które musiałam nieść w rękach z powodu braku miejsca w torbie,
która była już przepełniona opowiadaniami, dziennikami i powieściami i szybszym
krokiem ruszyłam do domu.
- Jeszcze tylko dwie ulice. – mówiłam do siebie w myślach, nie
miałam możliwości częstego rozmawiania z osobami, które nie zaliczały się do
mojej rodziny, a sama tak naprawdę byłam zbyt nieśmiała, żeby szukać kogoś do
towarzystwa, byłam zbyt nieśmiała, żeby zapoznać się z nieznajomymi dlatego
miałam jedną przyjaciółkę, którą lubili wszyscy, ale jej inni znajomi jak sama
mówiła „ nie byli zbyt dobrym towarzystwem dla mnie”, a ja nie zamierzałam
sprawdzać i uwierzyłam jej na słowo. Prócz tego miałam miliony przelotnych
znajomych, którzy można powiedzieć mieścili się w jednej nazwie – książki.
Ogarnął mnie strach, który wypełnił,
każdą komórkę mojego ciała, jak zwykle gdy doskwierała mi samotność, ale
dzisiaj z innego powodu.
Dostrzegłam czterech chłopaków, którzy słysząc skrzypienie pozostałości
śniegu pod moimi stopami zwrócili twarze w moją stronę.
Nie lubiłam nadmiernego zainteresowania moją osobą, a kontakt z
osobami płci przeciwnej był dla mnie przerażający.
Starałam się nie zwracać uwagi na siedzących na schodach z
butelkami piwa chłopaków i ruszyłam niepewnym krokiem w stronę domu, i ku
mojemu rozczarowaniu musiałam przejść obok nich.
- Zbieramy się Styles. Pamiętaj. – powiedział jeden z
siedzących, a reszta podniosła się i ruszyła w dobrze znanym sobie kierunku,
został tylko jeden.
Domyśliłam się, że to niejaki Styles, on nadal siedział popijał
swój trunek i patrzył na mnie swoimi przenikliwymi zielonymi oczami, które
błyszczały z świetle ulicznych lamp. Nie czułam się komfortowo, przejechał spojrzeniem
po całym moim ciele, a ja poczułam się naga. Nie wiem dlaczego kupiłam taki
dopasowany płaszcz, który wydawał się cienki jak papier i który dokładnie
opinał, każdą moją część ciała, która znajdowała się pod nim.
Patrzyłam przed siebie, ale im bardziej się zbliżałam kątem oka
widziałam co robi. Uśmiechał się do siebie, tak jakby wygrał coś, albo znalazł
to czego szukał, miałam tylko nadzieję, że to nie ja byłam powodem tego
uśmiechu.
Odstawił napój na schodek i wstał, był strasznie wysoki, i zdecydowanie
nawet przez materiał jego bluzki, bo kurtkę miał rozpiętą można było
stwierdzić, że jego ciało nie należało do wątłych, wręcz przeciwnie, nawet
można dostrzec mięśnie brzucha zarysowane prze obcisły T-shirt.
Ominęłam jego sylwetkę i zdecydowanie przyspieszyłam, na co
usłyszałam za swoimi plecami głęboki śmiech chłopaka.
- Gdzie się tak śpieszysz skarbie? – zapytał ochrypłym, męskim
głosem, który wywołam dreszcz przechodzący przez całą długość moich pleców.
- Przepraszam. Nie rozmawiam z nieznajomymi. – zmusiłam się do powiedzenia
siląc się na spokojny, wyluzowany ton, choć moje starania na nic się zdały bo
zabrzmiałam jak przestraszone dziecko.
Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, a chłód powietrza nasilał
się z każdą sekundą, prze co moje policzki i nos zapewne przybrały kolor
lekkiej czerwieni.
- Nie musimy rozmawiać. – oznajmił. Poczułam dotyk ciepłej dużej
dłoni na moim nadgarstku.
Momentalnie moje oczy przeszły łzami, które czekały na
odpowiedni moment by opuścić miejsce pod moimi powiekami.
Książki wypały mi z rąk pod wpływem, mocnego szarpnięcia, a z
ramienia spadła mi torba, która z głośnym hukiem upadła na ziemię pokrytą
brudnym śniegiem.
Chciałam powiedzieć, żeby mnie puścił, chciałam krzyczeć, ale
każdy dźwięk, choćby najmniejsza głoska nie mogła przedostać się na zewnątrz
moich ust.
Obrócił szybkim, zdecydowanym ruchem moje ciało, które uderzyło
o jego twarde jak kamień mięśnie.
Nie widziałam jego twarzy, nie miałam odwagi podnieść wzroku.
Po prostu czekałam na najgorsze.
- Jak masz na imię? – zapytał.
-Leah.
- To mi na razie wystarczy. – szepnął do mojego ucha
przygryzając jego płatek.
Znów całe moje ciało przeszedł zimny dreszcz, a łzy uznały, że
to odpowiedni moment na to, żeby opuścić bezpieczne miejsce, pod moimi mocno zaciśniętymi powiekami.
świetne! ale wyłącz weryfikację obrazkową, bo to trochę wkurzające ... zakochałam się w tej historii !!
OdpowiedzUsuńg e n i a l n e
OdpowiedzUsuń