czwartek, 4 lipca 2013

1. - Przepraszam. Nie rozmawiam z nieznajomymi.



„Nie znając cierpienia, nie poznasz szczęścia.”


One nie mówią.
One już nie zadają bólu,
Ale je widzę.
A przez to cierpię najbardziej.
Przez wspomnienia.


Chłodne powietrze styczniowego popołudnia otuliło mnie niczym ciepła kołdra, zimną nocą. Owinęłam się mocniej szalikiem i naciągnęłam na głowę spadającą czapkę.
Wrrr. Głupia pogoda. Nie żebym nie lubiła zimy, ale dzisiaj zdecydowanie nie odpowiada mi ta pora roku, choć wczoraj słońce tak przyjemnie grzało i roztopiło prawie cały śnieg, który leżał samotnie na ulicach Londynu,  samotnie przemierzałam drogę, w nieznanym nawet sobie kierunku z nowymi książkami w rękach by znów móc pogrążyć się w lekturze i schować się przed światem.

^
- Ile w tym tygodniu zaliczyłeś? – zapytał Ian, którego wyraźnie interesowało moje życie prywatne, a jeszcze bardzie seksualne.
- A kiedy ostatnio się widzieliśmy? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Sześć dni temu.
- To z osiem. – ależ byłem z siebie dumny. Harry Styles lub jak kto woli Egoistyczny Skurwiel.
Ian, Gerett i Will patrzyli na mnie jak na jakiegoś pierdolonego boga. Zresztą tak też się czułem. Nie wiem jakim cudem jeszcze nie zaliczyłem wszystkich lasek w Londynie, ale w takim razie mogę się o to postarać.
- Możecie przestać wlepiać we mnie te pieprzone gały? – zapytałem – Naprawdę, wkurwiacie mnie czasem.
- Sory, ale minęło sześć dni. Tylko. Sześć. Dni. – Gerett zaakcentował każde słowo, żeby uświadomić mi już świadomą dla mnie rzecz.
- I?
- Która najlepsza? – zapytał Will, który konkurował ze mną w tej dziedzinie, choć nie osiągał większego wyniku jak trzy lub cztery panienki na tydzień, ale i tak po mnie był najlepszy – Znaczy imię.
- Skąd mam wiedzieć. Gdybym każdą laskę pytał o imię, to …, a zresztą do seksu raczej jej imię nie jest mi potrzebne. – powiedziałem – A sorki zapomniałem Will, ty nie masz problemów z zapamiętaniem imion tych dwóch dziewczyn na tydzień.
Z ust pozostałych chłopaków wydobyło się głośne „uuu”, choć to nie miało być nic obraźliwego po prostu cała prawda.
- Ok Harry. Załóżmy się.
- O co?
- Masz wytrzymać z jedną laską, przez dwa tygodnie.
- Myślisz, że nie dam rady?
- Zaczekaj. Laska musi być nieśmiała i nie możesz ej do niczego zmuszać, jasne? – zapytał.
- Nie ma problemu. – trochę się obawiałem, ale nie bardzo bo miałem już kontakt z „ nieśmiałymi ”, ale one i tak po trzech dniach góra same właziły mi do łóżka – Przegrasz i wtedy zrobisz coś co będę chciał, a jak ja przegram zrobię coś co ty będziesz chciał, stoi?
- Stoi. – powiedział i wyciągnął rękę przed siebie – Czas start. Ian przetnij. – uderzył rękę w nasze dłonie, po czym puściliśmy je. – To szukaj sobie laski. – rozejrzał się po klubie w którym właśnie się znajdowaliśmy.
- Ty idioto, skoro ona ma być nieśmiała to co robiła by w klubie. – zaśmiałem się z jego przeraźliwej głupoty. Nie tyle wyglądał na głupka, co w rzeczywistości. Jakby to mowiedzieć prościej to inteligencją i intelektem nie grzeszył.
- To będą długie dwa tygodnie Styles. – powiedział i napił się piwa z wysokiego kufla.
Ta. Miał racje. To będę długie dwa tygodnie, ale dla tej dziewczyny.
- Współczuje ci, mała. – powiedziałem w myślach. Ona na pewno nie będzie zbyt szczęśliwa perspektywą „chodzenia ze mną”, ale cóż. Jej pech.

^
Wracałam już do domu. Było po osiemnastej, ale na dworze było już ciemno. Starałam się unikać chodzenia po ciemku, ale zbyt bardzo zatraciłam się w książce. Przycisnęłam mocniej do siebie lektury, które musiałam nieść w rękach z powodu braku miejsca w torbie, która była już przepełniona opowiadaniami, dziennikami i powieściami i szybszym krokiem ruszyłam do domu.
- Jeszcze tylko dwie ulice. – mówiłam do siebie w myślach, nie miałam możliwości częstego rozmawiania z osobami, które nie zaliczały się do mojej rodziny, a sama tak naprawdę byłam zbyt nieśmiała, żeby szukać kogoś do towarzystwa, byłam zbyt nieśmiała, żeby zapoznać się z nieznajomymi dlatego miałam jedną przyjaciółkę, którą lubili wszyscy, ale jej inni znajomi jak sama mówiła „ nie byli zbyt dobrym towarzystwem dla mnie”, a ja nie zamierzałam sprawdzać i uwierzyłam jej na słowo. Prócz tego miałam miliony przelotnych znajomych, którzy można powiedzieć mieścili się w jednej nazwie – książki.
Ogarnął mnie strach, który wypełnił, każdą komórkę mojego ciała, jak zwykle gdy doskwierała mi samotność, ale dzisiaj z innego powodu.
Dostrzegłam czterech chłopaków, którzy słysząc skrzypienie pozostałości śniegu pod moimi stopami zwrócili twarze w moją stronę.
Nie lubiłam nadmiernego zainteresowania moją osobą, a kontakt z osobami płci przeciwnej był dla mnie przerażający.
Starałam się nie zwracać uwagi na siedzących na schodach z butelkami piwa chłopaków i ruszyłam niepewnym krokiem w stronę domu, i ku mojemu rozczarowaniu musiałam przejść obok nich.
- Zbieramy się Styles. Pamiętaj. – powiedział jeden z siedzących, a reszta podniosła się i ruszyła w dobrze znanym sobie kierunku, został tylko jeden.
Domyśliłam się, że to niejaki Styles, on nadal siedział popijał swój trunek i patrzył na mnie swoimi przenikliwymi zielonymi oczami, które błyszczały z świetle ulicznych lamp. Nie czułam się komfortowo, przejechał spojrzeniem po całym moim ciele, a ja poczułam się naga. Nie wiem dlaczego kupiłam taki dopasowany płaszcz, który wydawał się cienki jak papier i który dokładnie opinał, każdą moją część ciała, która znajdowała się pod nim.
Patrzyłam przed siebie, ale im bardziej się zbliżałam kątem oka widziałam co robi. Uśmiechał się do siebie, tak jakby wygrał coś, albo znalazł to czego szukał, miałam tylko nadzieję, że to nie ja byłam powodem tego uśmiechu.
Odstawił napój na schodek i wstał, był strasznie wysoki, i zdecydowanie nawet przez materiał jego bluzki, bo kurtkę miał rozpiętą można było stwierdzić, że jego ciało nie należało do wątłych, wręcz przeciwnie, nawet można dostrzec mięśnie brzucha zarysowane prze obcisły T-shirt.
Ominęłam jego sylwetkę i zdecydowanie przyspieszyłam, na co usłyszałam za swoimi plecami głęboki śmiech chłopaka.
- Gdzie się tak śpieszysz skarbie? – zapytał ochrypłym, męskim głosem, który wywołam dreszcz przechodzący przez całą długość moich pleców.
- Przepraszam. Nie rozmawiam z nieznajomymi. – zmusiłam się do powiedzenia siląc się na spokojny, wyluzowany ton, choć moje starania na nic się zdały bo zabrzmiałam jak przestraszone dziecko.
Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, a chłód powietrza nasilał się z każdą sekundą, prze co moje policzki i nos zapewne przybrały kolor lekkiej czerwieni.
- Nie musimy rozmawiać. – oznajmił. Poczułam dotyk ciepłej dużej dłoni na moim nadgarstku.
Momentalnie moje oczy przeszły łzami, które czekały na odpowiedni moment by opuścić miejsce pod moimi powiekami.
Książki wypały mi z rąk pod wpływem, mocnego szarpnięcia, a z ramienia spadła mi torba, która z głośnym hukiem upadła na ziemię pokrytą brudnym śniegiem.
Chciałam powiedzieć, żeby mnie puścił, chciałam krzyczeć, ale każdy dźwięk, choćby najmniejsza głoska nie mogła przedostać się na zewnątrz moich ust.
Obrócił szybkim, zdecydowanym ruchem moje ciało, które uderzyło o jego twarde jak kamień mięśnie.
Nie widziałam jego twarzy, nie miałam odwagi podnieść wzroku.
Po prostu czekałam na najgorsze.
- Jak masz na imię? – zapytał.
-Leah.
- To mi na razie wystarczy. – szepnął do mojego ucha przygryzając jego płatek.
Znów całe moje ciało przeszedł zimny dreszcz, a łzy uznały, że to odpowiedni moment na to, żeby opuścić bezpieczne miejsce,  pod moimi mocno zaciśniętymi powiekami.

2 komentarze:

  1. świetne! ale wyłącz weryfikację obrazkową, bo to trochę wkurzające ... zakochałam się w tej historii !!

    OdpowiedzUsuń